26 lipca br. ukazał się krótki artykuł Reutersa pod znamiennym tytułem „WHO twierdzi, że e-papierosy „produkty wolne od dymu tytoniowego” nie pomagają w redukcji częstości występowania nowotworu”(ang. WHO says e-cigarettes, ‘smoke-free’ products do not help reduce cancer”). Rzeczywiście, u osób obeznanych z tematem podnosi się ciśnienie (jak słusznie zauważył na swoim blogu Stary Chemik) ale u osób, które porzuciły palenie na rzecz wapowania mogą pojawić się wątpliwości co do słuszności takiego wyboru. Tym bardziej, że czytają nagłówek renomowanej agencji prasowej.
Ten krótki artykuł będący komentarzem do siódmego raportu zatytułowanego “WHO report on the global tobacco epidemic”, zaczyna się od zdania: ” Elektroniczne papierosy i podgrzewane wyroby tytoniowe nie pomagają w walce z rakiem, powiedziała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w piątek, wzywając palaczy i rządy, aby nie ufali twierdzeniom firm papierosowych o ich najnowszych produktach.”
A co z badaniami niezależnych instytucji? No to trochę historii. Nagonka na e-papierosy jako produkt emitujący rakotwórczy aerozol zaczęła się w 2015 po opublikowaniu w The New England Journal of Medicine artykułu pod tytułem „Ukryty formaldehyd w aerozolu z e-papierosów”.
Autorzy tej pracy przeprowadzili doświadczenia z ekstremalnym napięciem i generowaniem aerozolu przy niskim poziomie płynu nikotynowego w zbiorniku e-papierosa, co prowadziło do przegrzania elementu grzewczego czyli w warunkach całkowicie odbiegających od normalnego używania tych urządzeń. W świat poszła informacja, że aerozol emitowany z e-papierosów zawiera kilkadziesiąt razy więcej rakotwórczego formaldehydu zaliczanego do kancerogenów o udowodnionym rakotwórczym działaniu na człowieka.
Tymczasem podstawową korzyścią, jaką odnoszą osoby uzależnione od nikotyny przechodzące z papierosów konwencjonalnych na e papierosy jest zdecydowane zmniejszenie liczby inhalowanych związków rakotwórczych w stosunku do liczby znajdującej się w dymie tytoniowym. W strumieniu głównym dymu tytoniowego znajduje się 9 związków klasyfikowanych przez International Agency of Reaserch on Cancer (IARC) jako kancerogen grupy 1 o udowodnionym działaniu rakotwórczym na człowieka, 9 związków prawdopodobnie rakotwórczych dla człowieka (wg IARC grupa 2A) i 34 związki przypuszczalnie rakotwórcze dla człowieka (wg IARC grupa 2B), czyli w sumie 52 związki o różnym potencjale rakotwórczym. Tymczasem w aerozolu z e-papierosa wykryto jedynie 2 związki rakotwórcze z listy IARC, a mianowicie formaldehyd (wg IARC grupa 1) i acetaldehyd (wg IARC grupa 2B). Oba związki są wynikiem przemian chemicznych płynów, w których jest rozpuszczona nikotyna (gliceryna, glikol propylenowy), zachodzących w temperaturze generowania aerozolu a ich ilości są od kilku do kilkudziesięciu razy mniejsze niż w dymie tytoniowym. Szczególnie istotne jest to, że silnie rakotwórcze nitrozoaminy, związki specyficzne dla tytoniu używanego do produkcji papierosów, występują w aerozolu w ilościach od kilkudziesięciu do kilkuset razy mniejszych niż w dymie tytoniowym. Te badania zostały przeprowadzone przez zespoły krajowe, którymi kierowałem we współpracy z profesorem Benowitzem z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Wykazaliśmy między innymi, że ilość silnie rakotwórczych nitrozoamin jest w aerozolu z e-papierosów 450 razy mniejsza niż w dymie tytoniowym, a formaldehydu – 9 razy mniejsza.
Najnowsze badania nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do ryzyka inicjacji procesu nowotworzenia wśród palaczy i waperów. W 2017 roku były mój współpracownik Maciej Goniewicz, obecnie pracujący w USA, opublikował pracę w której udowodnił, że palacze porzucający papierosy konwencjonalne na rzecz na e-papierosów już po dwóch tygodniach mają o kilkadziesiąt procent niższy poziom w organizmie biomarkerów substancji rakotwórczych. W tej sytuacji najbardziej znany oponent e-papierosów prof. Stanton Glantz na swoim blogu 8 lutego 2017 roku stwierdził: „…jest dobrze dowiedzione, że e-papierosy dostarczają mniej kancerogenów niż papierosy konwencjonalne….Każdy- włączając mnie – zgadza się, że całkowite przejście z papierosów na e-papierosy (przyjmując brak efektu na zaprzestanie palenia) byłoby dobrą rzeczą.”.
Prof. Stephens w artykule opublikowanym w Tobacco Control szacuje względny potencjał rakotwórczy e-papierosów na poziomie jednego procenta w porównaniu do konwencjonalnych papierosów a w oświadczeniu American Cancer Society dotyczącym e-papierosów czytamy m.in. „Niektórzy palacze pomimo porad klinicystów nie chcą podejmować prób rzucenia palenia papierosów i stosowania leków zalecanych przez FDA. Takie osoby powinny być zachęcane do przejścia na mniej szkodliwe formy dostarczania nikotyny do organizmu.”.
Wracając do wspomnianego na wstępie raportu, znanego również pod akronimem MPOWER, publikowanego co dwa lata a sponsorowanego przez Bloomberga, instytucję raczej nieprzychylnie nastawioną do strategii redukcji szkód wywołanych paleniem tytoniu, warto podkreślić kolejne bulwersujące elementy.
Raport wyraźnie stwierdza: „W przeciwieństwie do wypróbowanych i przetestowanych metod farmakoterapii oraz nikotynowej terapii zastępczej, o których wiadomo, że pomagają ludziom rzucić palenie, WHO nie popiera e-papierosów jako środków wspomagających rzucanie palenia”. Ani słowa o pracy prof. Petera Hajka i wsp. opublikowanej w styczniu br. przez New England Journal of Medicine dowodzącej, że e-papierosy są dwukrotnie bardziej skuteczne w terapii zaprzestaniu palenia w porównaniu do nikotynowej terapii zastępczej (przy wsparciu behawioralnym).
Sprzeciw WHO wobec nowatorskich wyrobów tytoniowych, wynika z całkowitego odrzucenia dowodów sugerujących, że ENDS zmniejsza szkody zdrowotne związane z przyjmowaniem nikotyny, bowiem raport stwierdza: „Dostępne dowody nie potwierdzają twierdzenia przemysłu tytoniowego, że produkty te są mniej szkodliwe w porównaniu z tradycyjnymi wyrobami tytoniowymi”. Ocena ta nie uznaje ani nie przytacza ustaleń niezależnego przeglądu przeprowadzonego przez Agencję Wykonawczą Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej w Wielkiej Brytanii (Public Health of England), w którym oszacowano, że e-papierosy są o 95 procent mniej szkodliwe niż ich palne odpowiedniki. Nie uznaje też wniosku Amerykańskiej Akademii Nauk, Inżynierii i Medycyny, że „całkowite zastąpienie e-papierosów palnymi papierosami tytoniowymi zmniejsza narażenie użytkowników na liczne substancje toksyczne i rakotwórcze obecne w palnych papierosach tytoniowych”.
Odrzucenie przez WHO takich dowodów jest sprzeczne z jej wcześniejszymi twierdzeniami. W raporcie przekazanym na sesję FCTC w 2014 r. WHO wyjaśniła, że „zmniejszone narażenie na substancje toksyczne dobrze uregulowanych substancji z grupy ENDS używanych przez dorosłych palaczy jako całkowite zastąpienie papierosów jest prawdopodobnie mniej toksyczne dla palacza niż papierosy konwencjonalne lub inne spalane wyroby tytoniowe ”, przyznając jednocześnie, że dokładna „wielkość zmniejszenia ryzyka” nie jest znana.
Komentując raport na łamach prestiżowego czasopisma naukowego Lancet, dyrektor generalny WHO T.A. Ghebreyesus powiela wnioski z tendencyjnie dobranych artykułów pisząc: „ENDS wiążą się ze zwiększonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych i zaburzeń płuc oraz działań niepożądanych na rozwój płodu podczas ciąży”. Nie muszę dodawać, że w przypadku chorób sercowo-naczyniowych cytuje nierzetelną pracę S.Glantza, która powinna być retraktowana (patrz poprzednie wpisy)
Mimo wszystko patrząc na pozytywne zmiany zachodzące w Wielkiej Brytanii można mieć nadzieję, że również WHO zmieni w końcu swoją opinię o nowatorskich wyrobach tytoniowych i uzna je za element strategii redukcji szkód wywołanych paleniem tytoniu.