24 czerwca br. ukazał się w tygodniku Nature, jednym z najstarszych i najbardziej prestiżowych czasopism naukowych, artykuł redakcyjny zatytułowany „Debata na temat e-papierosów jest spolaryzowana. Czy urządzenia pomagają ludziom rzucić palenie, czy też zwiększają ryzyko zdrowotne, okaże się z lepszych danych uzyskanych w badaniach.” (The debate about e-cigarettes is polarized. Whether the devices help people to quit smoking, or increase health risks, will emerge only from better data.)
Na początku Redakcja stwierdza, że od pięciu dekad świat wie, że tytoń zabija. Pomimo tego ludzie wciąż palą a skutkiem tego jest 8 milionów zgonów rocznie. Palenie pozostaje najgorszym, ale całkowicie możliwym do uniknięcia, czynnikiem zagrożenia zdrowia publicznego. Dlatego istnieje rozpaczliwa potrzeba nowych sposobów jego rozwiązania.
Dalej piszą: „Nic więc dziwnego, że e-papierosy przyciągają uwagę jako potencjalne rozwiązanie. Ponad połowa dorosłych palaczy w USA stara się rzucić palenie co roku: teoretycznie e-papierosy mogą zwiększyć ich szanse na sukces. Powszechnie uważa się, że wapowanie jest bezpieczniejsze niż palenie papierosów konwencjonalnych.”
Później autorzy przytaczają typowe zastrzeżenia oponentów wapowania: czy rzeczywiście e-papierosy wspomagają proces zaprzestania palenia, czy nie nastąpi efekt bramki (ang. gateway) oraz jakie będą krótko i długoterminowe skutki zdrowotne używania e-papierosów.
W tym kontekście umniejszają znaczenia pracy prof. Petera Hajka i wsp. o której wspominałem w poprzednim wpisie, przyznając jednocześnie, że jest to jak dotąd największe i najbardziej rygorystyczne badanie, a podstawą deprecjonowania tej pracy jest fakt, że 75% badanych już wcześniej próbowało rzucić palenie.
Następne akapity poświęcone są paleniu i wapowaniu wśród młodzieży amerykańskiej. A w konkluzji autorzy stwierdzają: „Być może jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić, czy e-papierosy będą miały znaczący wpływ na pomoc dorosłym palaczom w rzuceniu palenia. Ale to właściwy czas, aby organy regulacyjne chroniły następne pokolenia (młodzież – dop. mój AS) przed dostępem do e-papierosów.”
Jak w soczewce skupiają się w tym artykule obecne stanowiska wielu poważnych oponentów e-papierosów. Dostrzegają, że są one mniej toksyczne ale jednocześnie podkreślają, że nie ma wystarczająco dużo poważnych badań. Rzeczywiście brak jest badań klinicznych ale czy kilka tysięcy prac w dużej części z renomowanych ośrodków akademickich to mało? Nieznane są długoterminowe efekty zdrowotne ale czy w okresie ostatniej dekady, kiedy to e-papierosy masowo zaczęły zastępować palne wyroby tytoniowe pojawiło się nowe schorzenie? Czy miliony ludzi inhalujących glikol propylenowy i glicerynę zapadły na zarostowe zapalenie oskrzelików (popcorn lung – chorobą tą straszono przed kilkoma laty użytkowników e-papierosów po wykryciu w aerozolu diacetylu ) lub wykryto u nich nową lokalizację nowotworową?
Obawiają się efektu bramki ale jak do tej pory nie ma żadnego rzetelnego dowodu na jego występowanie. Poddają w wątpliwość możliwość wspomagania procesu rzucenia palenia przy pomocy e-papierosa ale podkreślają, że praca Hajka i wsp. jest jak dotąd najbardziej rygorystyczna pod względem naukowym.
I na koniec to co dla mnie zawsze jest najbardziej charakterystyczne. Zaczyna się od opisu tragicznego żniwa jakie zbiera palenie tytoniu ale później już nie nawiązuje się do korzyści zdrowotnych (mniejsza ilość chorób odtytoniowych) jakie da palaczom przejście na mniej szkodliwe formy inhalowania nikotyny.
Mimo wszystko uważam, że pewne stwierdzenia zawarte w artykule napawają ostrożnym optymizmem co do postrzegania e-papierosów i ich roli w strategii redukcji szkód wywołanych paleniem tytoniu przez coraz szerszą społeczność naukowców.